sobota, 22 maja 2010

Ambiwalencja pogodowo-uczuciowa

Poranek przywitał nas mocnym słońcem, aż z niedowierzaniem patrzyłam w okno... Po południu jednak upragnione słońce zasłoniły ciemne chmury, lunął rzęsisty deszcz, posypały się białe kuleczki gradu...
Potem znowu wyjrzało słońce... i znów była burza i rozsypujące się białe kuleczki.
Nastroje chłopców niejako synchronizowały się z tą niezbyt sprzyjającą aurą. Ech, tak czasami bywa, a gdy już tak bywa, to jest wtedy ciężko...  I tak raz Chłopcy zgodnie się bawili, a po chwili już sobie wyrywali  to czy tamto... Szlochom i żalom zdawało się nie być końca...

- Kamiś, proszę przeprosić Damisia...
- Damisiu, chcesz, żebym cię przeprosił?
- ...
- Kamiś, przeproś Damisia!
-  Damiś, przepraszam cię, ale... następnym razem to ja już cię nie przeproszę!

Po obiedzie ucięłam sobie godzinną drzemkę. Tatuś Chłopców po tej godzinie westchnął:
- Ech, ty to jesteś przy tych naszych dzieciach niezastąpiona...
Miło mi:-)

Kamiś na to:
- No, ja już dawno mówiłem, że mama to miła kobieta...:-)

I znowu wyszło słońce, tym razem nie tylko na niebie...

PS. I Marcelinka dziś muszę pochwalić! Po raz pierwszy kilka razy dał znać, że chce mu się siku. Nauka toalety idzie mu naprawdę świetnie, małymi kroczkami idziemy do przodu. A jak się Marcyś z tego cieszy... Miło na niego patrzeć, gdy tak się stara...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz