poniedziałek, 26 lipca 2010

Powrót

Wrócił Kamiś. I wrócił Damiś. Nie po dwóch, a po trzech tygodniach pobytu u Dziadków.
Już stęsknieni, oj stęsknieni.
Wraz z nimi powrócił do domu gwar, odgłosy ich wspólnych zabaw, szczegółowy przegląd zabawek (a czasami także walka o nie, to także, a jakże).
Znowu wsłuchuję się w ich dziecięcy świat, wyrażany w jedyny i niepowtarzalny - jak dla mnie - sposób.
Znowu się delektuję, zapisuję w pamięci, odtwarzam na okrągło - słowa, zdania, dialogi wraz z całym ich kontekstem.

Wieczorem pierwszego dnia po powrocie.
Damiś:
- Mamo, masz coś dobrego dla mnie?
- Tak, mnóstwo całusków. Jeden całusek (cmok w policzek), drugi całusek (cmok), trzeci całusek (cmok)... dziesiąty całusek (cmok)...
- Mamo, ale tak nie można! 
- Jak nie można?
- Przecież Polacy tak nie całują!

Kamiś:
- Mamo, pod tą kołderką jest mi za gorąco. Moje nogi się duszą!

Pierwszego poranka po powrocie.
Drzemiąc rano i będąc zgoła w innym jeszcze świecie, nie reagowałam na popłakiwanie Marcysia, który koniecznie chciał się dostać jak najbliżej mnie i oczekiwał, że Mama zwróci na niego uwagę. W końcu Kamiś, wrażliwe dziecko, powiedział:
- Damiś, teraz nie mogę się z Tobą bawić, muszę się zająć malutkim Marcysiem.
I zaczął go przytulać.

Na co Damiś:
- To ja się zajmę moją Mamusią.
I wturlał się do mnie na łóżko, i zaczął mnie przytulać.
I jak tu się gniewać na łobuzka, że tylko do niego musiałam wstawać w nocy pięć razy?
A wszelkie zmęczenie i niedospanie po ciągłych pobudkach i wędrówkach mających miejsce tej nocy jakoś od razu straciło swoją siłę i przewagę nad moim rozleniwionym ciałem.

niedziela, 18 lipca 2010

Zmierzch

Wczorajsza mozaika żółci, pomarańczy, czerwieni i nawet fioletów.
Wspaniała.



















 

 

czwartek, 15 lipca 2010

Spacer po małym miasteczku

Małe miasteczko to Myślenice. Pierwszy raz byłam w nim dopiero rok temu.
Bardzo spodobał mi się Rynek i jego klimat: cicho, spokojnie, bezludnie prawie.








Podobnie było w tą niedzielę.
Upał zapewne wygonił ludzi za miasto, nad wodę, a my - trochę przekornie - udaliśmy się na Rynek. Cały plac był dla nas. Właściwie prawie cały, bo musieliśmy się nim dzielić z gołębiami, ale z tego akurat szczęśliwy był Marcelino. Mimo wielu starań nie udało się Marcysiowi złapać żadnego.
 




 











My, rodzice trójki dzieci, pod nieobecność starszaków poczuliśmy się jak rodzice na wolności i zaczęliśmy sie zachowywać jak dzieci pod nieobecność swoich rodziców:-) Czyli objedliśmy się pysznymi lodami i równie pysznymi ciepłymi goframi (kto kupuje gofry w taki upał????) z ogromną porcją bitej śmietany.
Marcelinek oczywiście też się objadał:










A patrząc na zdjęcie poniżej, mam tylko jedno skojarzenie. I już potrafię sobie wyobrazić, jak Marcelino będzie wyglądał za kilkanaście lat. Z męskim zarostem:-)
O tym że kogoś bardzo mi przypomina, chyba już nie muszę wspominać...



A popołudnie spędziliśmy w bardzo miłym towarzystwie, na zacisznym, zacieniowanym tarasie. Było nam tak dobrze, że do domu nie chciało nam się wracać. A gdy już to nastąpiło, pojawiły się u mnie objawy choroby, która się zwie: "Chcę mieć taras!".

czwartek, 8 lipca 2010

Uparciuszek

Z doniesień telefonicznych Babci.

Babcia zakupiła Damisiowi nowe gumiaczki. Mimo upału, chodzi w nich od rana do wieczora.
Co więcej, dziś nie chciał założyć koszulki z krótkim rękawkiem. Sam się ubiera w bluzeczkę z długim:-)
Oczywiście Damiś nadal nie ubiera krótkich spodenek. Muszą być długie spodnie.
Gdy dziś trzeba było wyprać te, w których chodził, znowu nie dał się przekonać.
I czekał w pokoju dopóki, dopóty mokre spodnie wyschły:-)))

Niezły charakterek ma ten mój średni Synek!
A ja uwielbiam tego Uparciucha!
I mam do niego słabość niebywałą, niewytłumaczalną, aczkolwiek już dawno bardzo uświadomioną:-)

Ech, moja natura...

PS. Nie muszę chyba dodawać, że czapeczka na głowie to coś absolutnie obowiązkowego u Damisia?


poniedziałek, 5 lipca 2010

W blasku wieczornego słońca

Od wczoraj Marcyś jest naszym "jedynakiem". Przez dwa najbliższe wakacyjne tygodnie.
Kamiś z Damisiem bawią bowiem u Dziadków.
Dzisiejszy spacer. W towarzystwie wieczornych promieni słońca.
Z możliwością podziwiania pięknych widoków.