Bardzo spodobał mi się Rynek i jego klimat: cicho, spokojnie, bezludnie prawie.


Podobnie było w tą niedzielę.
Upał zapewne wygonił ludzi za miasto, nad wodę, a my - trochę przekornie - udaliśmy się na Rynek. Cały plac był dla nas. Właściwie prawie cały, bo musieliśmy się nim dzielić z gołębiami, ale z tego akurat szczęśliwy był Marcelino. Mimo wielu starań nie udało się Marcysiowi złapać żadnego.






My, rodzice trójki dzieci, pod nieobecność starszaków poczuliśmy się jak rodzice na wolności i zaczęliśmy sie zachowywać jak dzieci pod nieobecność swoich rodziców:-) Czyli objedliśmy się pysznymi lodami i równie pysznymi ciepłymi goframi (kto kupuje gofry w taki upał????) z ogromną porcją bitej śmietany.
Marcelinek oczywiście też się objadał:



A patrząc na zdjęcie poniżej, mam tylko jedno skojarzenie. I już potrafię sobie wyobrazić, jak Marcelino będzie wyglądał za kilkanaście lat. Z męskim zarostem:-)
O tym że kogoś bardzo mi przypomina, chyba już nie muszę wspominać...

A popołudnie spędziliśmy w bardzo miłym towarzystwie, na zacisznym, zacieniowanym tarasie. Było nam tak dobrze, że do domu nie chciało nam się wracać. A gdy już to nastąpiło, pojawiły się u mnie objawy choroby, która się zwie: "Chcę mieć taras!".
To zdjęcie z zarostem-:))) I jaka mina poważna do niego.
OdpowiedzUsuńno proszę jaki przystojniak ;)
OdpowiedzUsuńJa też chcę taras!! :) I gofra!! Ale mi narobiłaś smaka :)
Widzę że zmiany się powiodły? Gdyby jeszcze coś, to daj znać ;) Pozdrowienia!
Delie, ja też się tą powagą zachwycam, bo nietypowa u niego.
OdpowiedzUsuńAnik, objawy chorobowe narastają:-) Ale Mąż da radę!
Dzięki, dzięki. Pomęczę Cię jeszcze, bo - jak widać - skuteczną jesteś nauczycielką:-)
Taras:) powiadasz:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście świetna sprawa i nie warto z tym długo zwlekać, bo my stanowczo za długo zwlekaliśmy:)
Wiedziałam, Ovarios, że Cię tym tematem wywołam:-))
OdpowiedzUsuńTaras będzie, będzie! Wciągnięty na listę rzeczy do zrobienia:-) Tylko ta lista długa jest...