środa, 30 czerwca 2010

Orzechy, których nie będziemy zbierać, czyli pożegnanie z przedszkolem

Na przedszkolnym placu zabaw rosną dwa duże orzechy.
W tym roku drzewa mają wiele dorodnych owoców.
Zawsze we wrześniu przedszkolaki zbierały orzeszki i się nimi objadały.
Niestety, moje przedszkolaki w tym roku nie będą już zbierać orzechów z tych drzew, z tego placu (chyba że w czasie orzeszkobrania uda nam się odwiedzić to przedszkole).
W piątek pożegnaliśmy z żalem nasze wspaniałe przedszkole.
I to nie tylko na czas wakacji:-(
Mnie się łezka w oku zakręciła. Chłopcy jakby nie do końca rozumieją, że pewne zmiany pociągają za sobą kolejne.
Kamiś do tej pory cieszył się z zapowiedzianych (i jakby nie było przez niego chcianych i zaakceptowanych z radością) zmian i tego, że wiele rzeczy nowych pojawi się w jego życiu.
Myślałam, że cieszy się wakacjami i żyje chwilą, dniem dzisiejszym. Okazuje się jednak, że gdzieś jednak w środku analizuje i przeżywa. A dziś przed snem zadał pytania:

- Mamo, a czy ja już nigdy nie pójdę do mojego przedszkola?
- A czy ja się będę jeszcze kiedyś bawił z moimi kolegami?
- Czy oni też będą chodzić ze mną do szkoły?

I wiele innych równie ważnych dla małego człowieka, świadczących o tym, że już tęskni i że takie zmiany wcale nie są dla niego łatwe, nawet jeśli długo i stopniowo był do nich przygotowywany.
Dobrze, że umie jednak o tym mówić i rozmawiać. I z tego się cieszę, choć z takimi zmianami emocjonalnie też nie jest mi łatwo.


niedziela, 27 czerwca 2010

Piknik w przedszkolu

We wtorek w przedszkolu Kamisia i Damisia był piknik. Jeszcze rano nie było pewne, czy się odbędzie. Po południu jednak pogoda zmieniła swój nastrój, dzięki czemu i nasz nastrój się polepszył, a grillowanie odbyło się bez przeszkód.





Gdy kiełbaski się piekły, dzieci bawiły się w najlepsze. W ruch poszły wszelkie dostępne zabawki. Nie można było nie skorzystać z dobrodziejstwa piaskownicy, zjeżdżali, lokomotywy, sprężynowców czy wspaniałego hummera:-)


















Damiś przez prawie 4 godziny nie rozstał się nawet na moment z zielonym kręglem. Kręgiel bowiem to doskonałe narzędzie służące do zaczepiania innych, aby mieć potem powód do uciekania z okrzykiem radości.




Tak rozrabiający i dokazujący Damiś bardzo mnie jednak zaskoczył:






Zabawa zabawą, ale ileż można czekać na pyszne kiełbaski??? Wypada przecież coś przekąsić! Tym bardziej, że jedzonko wygląda i pachnie znakomicie.









Smakowite zapachy zwabiły nawet czworonoga z sąsiedztwa przedszkola.



Głodny nie był jedynie Kamiś, bo na moją propozycję, aby coś zjadł, odpowiedział:

- Ależ Mamo, my z G. już się objedliśmy ciastkami, zanim przyszłaś.



W godzinach późno popołudniowych piknikowanie przekształciło się w "trawnikowanie":-), rozpoczęła się świetna zabawa na tzw. "niskim poziomie":-)


piątek, 18 czerwca 2010

Słoneczko dla Kamisia

Kamiś dziś obchodzi 6 urodzinki. Od rana w dobrym, radosnym humorze.

W drodze do przedszkola:

- To słoneczko dziś świeci dla mnie, bo dziś jest moje święto.

Cudowne:-)

SŁONECZNEGO DZIECIŃSTWA ZATEM, KAMISIU!!!


środa, 16 czerwca 2010

kolacyjka

Samodzielność dzieci czasem zaskakuje. Mnie w niedzielny wieczór zaskoczyła kolacja Kamisia. Głodne dziecko, nie mogąc się doczekać kolacji zrobionej przez Mamę, usypiającą Najmłodszego, samo ją sobie przygotowało (znalazło w lodówce).
Kolacja smakowała mu wyśmienicie. Zjadł do ostatniego okruszka. Wypił do ostatniej kropelki.

ZIMNY PANIEROWANY KURCZAK I KOKTAJL TRUSKAWKOWY!

Dobry wybór to podstawa. Samodzielny wybór oczywiście.

niedziela, 13 czerwca 2010

Plus, plusk, plusk

Co trzy urwiski mogły robić w sobotni upalny dzień?
Biegać, biegać, biegać! Po podwórku. Od rana do wieczora. Prawie niestrudzenie. Dzieci chyba nie odczuwają upału tak jak my, dorośli. A jeśli już, to rzadko i w niewielkim stopniu.
Poniżej dowód, na przykładzie Damisiowatego.
Otóż Damiś w sobotę rano wyciągnął sobie z szuflady polarkowe spodnie (!!!) i sam je ubrał. A jak się cieszył: "Mamo, mamo, widzisz, jakie spodnie sobie ubrałem":-)

Około godziny 12.00:

- Damiś, nie jest Ci za gorąco?
-Nie, nie jest.

Temperatura powietrza, jakieś trzydzieści parę stopni... Damiś dał się jednak przekonać, aby zmienić spodnie polarkowe na cieńsze. Bo póki co za żadne skarby świata nie chce ubrać krótkich spodenek. Nie, i już. Koniec, kropka - tak postanowił uparty trzylatek. A ja się mocno głowię, dlaczego - i nie wiem. Ciekawe tylko, kiedy da się przekonać i zmieni zdanie...

A dla większej frajdy trzy urwiski pluskały się w baseniku.






 


Ten błysk w oku zdradza myśl: "Już wiem, kogo jeszcze mogę spryskać wodą!".
   

A tu myśl przerodziła się w czyn:
 

A na koniec, gdy już się znudziło pluskanie w wodzie, małe nóżki, mokre i brudne, uciekały po piasku przed mamą z ręcznikiem...





  To był wspaniały dzień, cudownie słoneczny i sielski. Zamawiam następny taki weekend:-)

niedziela, 6 czerwca 2010

Na łące

Lubię łąki. Lubię kwiaty, najbardziej te polne, takie wiotkie, delikatne, naturalne...
Marcyś łąkę też już polubił. Dotykał, zrywał, podnosił, rzucał, smakował (także dosłownie).
Przez kilkanaście minut w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. A ja mogłam spokojnie to wszystko utrwalać.














sobota, 5 czerwca 2010

Maleńkie pieski, maleńki kotek i wielka woda

We wtorek Kamiś i Damiś wyjechali z Tatusiem do Dziadków. Tatuś wrócił w środę, chłopcy zostali. Ten pobyt na pewno zostanie im w pamięci na długo, może nawet na całe życie. Niestety, nie za sprawą pięciu maleńkich piesków i jednego maleńkiego kotka... Choć te - bez wątpienia - dały Chłopcom wiele radości i rozbudziły w nich instynkty opiekuńcze.
Kamiś upatrzył sobie kotka, Damiś nie wypuszcza z rąk pieska. Mam tylko nadzieję, że te małe stworzonka z wylewnych oznak czułości : noszenia w koszyczkach wiklinowych, tulenia i pieszczenia są choć w połowie tak zadowolone jak moi Synkowie...
A co chłopcy tak szczególnie zapamiętają?
Wielką wodę. Niestety. Wczoraj wieczorem nad moją rodzinną miejscowością było oberwanie chmury.  Półtorej godziny później woda z pobliskiej rzeki wylała.
Takiej wody tam chyba jeszcze nigdy nie było. Nawet nie umiem sobie jej wyobrazić, choć wiem z opowiadań, jak szeroko się rozlała.
Kamiś ponoć bardzo dzielnie pomagał Babci przy wynoszeniu rzeczy, sam pytając, co może jeszcze pomóc wynieść na pierwsze piętro. I martwił się bardzo, jak do domku wróci...
Woda na szczęście nie weszła do domu moich Rodziców, zdążyli go w porę dobrze zabezpieczyć. 
Kamiś i Damiś musieli jednak spędzić noc u Sąsiadów mieszkających na pobliskiej górce.
Ciężką mieli noc. W przeciwieństwie do mnie, ja o niczym nie wiedziałam.
Poniżej zdjęcia tej rzeki i znad tej rzeki.









środa, 2 czerwca 2010

zakochanie czy impuls??

 
Kolejna niespodzianka, jaka miała miejsce w Dniu Mamy: moja rozmowa z Kamisiem. Niespodzianka - to jednak zbyt małe słowo.

- Wiesz, Mamo, ja mam taką dziewczynę w przedszkolu...
- Tak? To super... A jak ma na imię?
- A... już nie pamiętam....
- Nie pamiętasz??? Jeśli się kogoś lubi, to się pamięta, jak ten ktoś ma na imię.
- Chyba ma na imię Julcia. To nie jest taka duża dziewczynka. Ona chyba też ma sześć lat. Ale nie wiem dokładnie, ile ma. Mamo, a ja chciałbym ją zaprosić na swoje urodziny.
- Dobrze, to zaprosisz...
- A możesz mi zrobić dla niej zaproszenie?
- W weekend zrobimy.
- Ale ja chciałbym już dzisiaj.


Ale to chyba był tylko taki impuls, bliżej nieokreślony... hmmm...
Gdy po kilku dniach znowu go zapytałam, kogo chce zaprosić, wymieniał samych chłopców...

Mini portrety w prezecie

Nadrabiam zaległości blogowe.
Z okazji Dnia Mamy dostałam od moich Synków ich mini portrety na mini sztalugach. Przygotowali je w przedszkolu. O tym, że dzieci przygotowują portrety, wiedziałam już dużo wcześniej.
Kamiś nie wytrzymał, wygadał się już pierwszego dnia, kiedy zaczęli je robić. Ale i tak zostałam miło zaskoczona. Bardzo mi się podobają. Mają swój urok.







Od Damisia dostałam także widocznego na zdjęciach papierowego kwiatka. Ale zaraz po tym, jak mi go dał, wziął go z powrotem i trzymał przez całe przedstawienie Starszaków. W pewnym momencie wyszeptał:

- Mamo, a pachnie ci?
- Pachnie, Damisiu.
- Mi też pachnie.








A po powrocie do domu Damiś bardzo się na mnie zdenerwował. W przedszkolu zobaczył u jakiegoś dziecka soczek w kartonie, zażyczył sobie taki sam. Wprawdzie obiecałam mu kupić, ale obietnicy nie dotrzymałam. W drodze powrotnej bowiem Damiś zasnął. Nie chciałam z nim, śpiącym, wchodzić do sklepu.
W domu, po tym jak już go trochę uspokoiłam, po chwili znowu podszedł do mnie z naburmuszoną miną:

- Mamo, ale masz mnie przeprosić za to, że się obraziłem!!!

Przeprosiłam, a jakże i to z uśmiechem od ucha do ucha:-)