czwartek, 27 stycznia 2011

Zmagania logistyczne. Dentysta

Ten tydzień jest ciężki pod względem mnogości różnych wydarzeń, a co za tym idzie moich zmagań, żeby ogarnąć wszystko logistycznie-czasowo.
Poniedziałek - świętowanie Dnia Babci w przedszkolu u Damisia przed południem (upiec ciasto), o 17.00 w szkole u Kamisia (przygotować strój na przedstawienie), bal karnawałowy (przygotować strój karnawałowy). Wyjazd z domu - 6.44, powrót - 19.45. Ufff...

Wtorek - łapiemy oddech. Choć nie wszyscy, bo Marcelino odreagowuje brak Mamy z dnia poprzedniego i jako mały Człowieczek zbuntowany przeciwko takiemu stanu rzeczy - tęże Mamę solidnie wykańcza.

Środa- też miał być dzień spokojny, ale w drodze do miasta Kamiś narzeka na ból zęba. Nagły, mocy. Szybka decyzja - jedziemy do dentysty. Ale odbijamy się od drzwi. Więc dentysta późnym południem. Na szczęście Tatuś Kamilka wkracza z pomocą.

Dziś - bal karnawałowy w przedszkolu Damisia (przygotować strój, w który Damiś i tak zapewne nie zechce się przebrać), o 17.00 wizyta u lekarza z Kamilkiem (z Damisiem na dokładkę), 18.00 - spotkanie z rodzicami w szkole Kamilka. Wyjazd z domu 6.38. Powrót - ?? Przetrwać, przeżyć...

Piątek - w planach tylko i wyłącznie rozpoczęcie spokojnego (choć zapracowanego) weekendu.
A po weekendzie - FERIE!!!

A w temacie dentysty: Damiś też koniecznie chciał jechać do dentysty (jako nie-pacjent oczywiście, bo jako pacjent - absolutnie nie), więc pojechał. Pomyślałam, że wizyta wpłynie wychowawczo-edukacyjnie, tym bardziej że ostatnio Damiś się buntuje przy myciu zębów:
- Damiś, ale twoje ząbki zjedzą bakterie.
- To dobrze, bo ja chcę, żeby bakterie zjadły moje ząbki...

Damiś w gabinecie, obserując działania dentystki nad rozdziawioną szczęką Kamilka:
- Ale ja już nigdy nie będę gryzł ząbkami. A lizaczki będę tylko lizał!

Przed wieczorną toaletą mówię do Damisia nadal układająego klocki Lego: "Damiś, chodź myć ząbki", choć wiem, że trzeba będzie powtórzyć polecenie jeszcze kilka razy. Bo zwykle: "Mamo, ale ja teraz układam klocki"; Mamo, teraz nie mogę, ja muszę skończyć ten samolot". "Mamo, za chwilę".
Damiś wstaje i wybiega z salonu. Pewno po kolejne klocki, myślę. Odwracam się. Damiś w łazience.
- Mamo, mamo, ja już mam pastę!
Wizyta, jak widać, owocna. Oby długoterminowo.

PS. Dziękuję Wam za e-maile z pytaniami, co u nas i ponaglające o nowy wpis!:-) Poprawiam się i mobilizuję:-))