sobota, 27 lutego 2010

Luty...

...właściwie cały upłynął nam na zmaganiu się z chorobami dzieci. Najpierw Marcyś, potem Kamiś, na końcu także Damiś. Moje przedszkolaki nie mogły uczestniczyć w balu karnawałowym w przedszkolu, bo gorączka objawiła się w przeddzień balu, kilka minut po uszyciu kocich strojów. Smutno im było...
Potem kilka dni wolnego od chorób.
Tydzień temu, w piątek, weekend zaczął się od upadku Damisia i rozwalenia przez niego główki. Musieliśmy jechać na ostry dyżur, ranka wprawdzie nieduża, ale głęboka. Trzeba było założyć jeden szew.
Tak więc pierwsze szycie mamy za sobą. A właściwie Damiś:-(
A po powrocie w nocy Kamiś obudził się z bólem ucha. W środę zaczął chorować Marcyś, w czwartek rozłożyło Damisia.
Gdy we wtorek lekarka wypisała mi aż 10 dni opieki nad chorym Kamisiem, pomyślałam, że to prawie jak wakacje. Ale co tam, odpocznę sobie. Nic jednak bardziej mylnego... Komplet synowski znowy chory. Kolejne wędrówki nocne do niespokojnie śpiących dzieci przed nami... Tyle tylko, że na opiece mogę potem je odespać, nie zrywając się o drastycznej 4.55.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz