niedziela, 2 października 2011

Okienny świat

Miniony tydzień był inny niż trzy wcześniejsze wrześniowe tygodnie.
Tydzień w domu.
Wytchnienie od dobiegania w ostatniej chwili do tramwajów, autobusów, busów i od nerwowego sprawdzania godziny - zdążymy przed 8.00 do szkoły, czy nie zdążymy...
Baraszkowanie w pidżamie do południa...
Gapienie się przez okno...
Podziwianie zwariowanie kwitnących kwiatów na parapetach...
Zbieranie kolejnych nasionek...
Nadrabianie zaległości papierkowo-literkowej...
Generalne porządki! Nareszcie zakończone. Rozpoczęte jeszcze w lipcu... (wygląda na to, że niezły był bałagan:-))







No i nareszcie umyłam okna, a dokładnie 14 okien. Z doskoku.
Między "Mamo, jestem głodny" zdrowej dwójki urwisów a "Mamo, dasz mi pić? Ale z soczkiem i miodkiem" tego chorego uprzywilejowanego.
I między jednym a drugim kichnięciem, smarknięciem i "Mamo to.., a mamo tamto..."
Świat przez umyte okna wygląda zdecydowanie lepiej!:-)
Lato przez nie ciągle widzę! Gdzie ta jesień?





A jak się robi zdjęcia przez okna, zamiast te okna szybko umyć, człeka zmierz zastaje.
I jak tu znowu nie pstryknąć...?




Moja babcia zawsze mówiła, że gdy słońce zachodzi na czerwono, jest to znak, że następnego dnia będzie bardzo wietrznie. Ilekroć niebo taką czerwienią płonie, myślę o niej i jej słowach.
Zawsze się sprawdzają. Tak było i tym razem.
Kolejnego dnia wiatr folgował sobie, ile tylko mógł.


1 komentarz: