Kamiś niezmiennie zachwycony jest szkołą. Jego entuzjazm, uśmiech na twarzy na myśl o szkole nie gaśnie
(wyłączając oczywiście 6.00, czyli czas pobudki - ale to się rozumie, oczywiście).
Ma coraz więcej do opowiadania, bo przecież każdy dzień to świeże wrażenia, nowe doświadczenia i wiadomości.
Z zajęć dodatkowych wybrał kółko szachowe i przyrodnicze. Jeszcze chciałby muzyczne.
Ale kółkiem tanecznym nie jest zainteresowany, co to to nie: "Ale mamo, oni tam przecież nic nie robią, tylko tańczą...".
Taaak. A przecież on nie może nie robić nic. Wiadomo.
Są i sukcesy: pan z kółka szachowego pochwalił, że dobrze gra, instruktor na lodowisku pozwolił wyjechać na taflę i jest coraz mniej wywrotek na łyżwach, co bardzo go ostatnio podniosło na duchu. Bo martwił się, że ciągle się przewraca.
I pierwsze literki - pisane z rozmachem, koślawo, chwiejnie.
I pierwsze zdanie, tak inne od tego, jakie mi się kojarzy z pierwszym szkolnym zdaniem z mojego dzieciństwa.
I dzisiejsze słowa przy odrabianiu zadań: "Muszę pomyśleć, zanim to zrobię".
Mały duży Kartezjusz.
Gdy patrzę niego, serce mi rośnie, duma rozpiera. I bardzo się cieszę, że chodzi do tej szkoły.
Jest szczęśliwy. I to się liczy.
I to chyba z tego szczęścia, ciągle powtarza: "Kocham Cię, mamo", "mamunia kochana (a tatuś został Tatuniem lub Tatuńciem:-)).
A dziś, gdy zasypiał: "Kocham Cię, mamo najcudowniejsza na świecie, jaką znam".