To nic, że było baaardzo gwarnie, ruchliwie, wesoło. To nic, że Mama Chłopców, przedszkolanka, doszła do wniosku (wiele się nie namyślając, zresztą), że w przedszkolu jest znacznie ciszej niż przy naszej piątce (chwilami i siódemce dzieci, gdy jeszcze kolejne dwoje przyszło w odwiedziny)...
Najważniejsze, że wszyscy dobrze się bawiliśmy, że już czekamy na kolejne takie spotkanie i że zostały nam miłe wspomnienia, kolejne wspólne wspomnienia...
A czasami dzieciom do szczęścia potrzeba bardzo niewiele.
Wystarczą jedynie kamyki.
Wyborna zabawa. Wciągająca. Wbrew pozorom kreatywna. A przede wszystkim pobudzająca fantazję.

Czy widzicie tutaj - tak jak Chłopcy - tamę na rzece?
Cierpliwie budowana przez prawie dwie godziny, przez trójkę Chłopców.


A mały kotek z sąsiedztwa cierpliwie obserwował ich poczynania.

mam nadzieję że mimo gwaru odpoczęłaś :)
OdpowiedzUsuńa takie zabawy najlepsze...choć ja tamę zobaczyłam dopiero po podpowiedzi ;-p
Anik, bardzo odpoczęłam! Było aktywnie - tak jak lubię:-)
OdpowiedzUsuńDziś moje 2 letnie dziecko wymśyliło sobie zabawę: przenoszenie kamyczków z jednego miejsca na drugie, to drugie miejsce to wrzucanie ich w krzaki ;-)
OdpowiedzUsuńCzasem żałuję, że nie mieszkam na wsi, tyle różnych ciekawych zabaw można wymyślic z użyciem darów natury :-))
Witaj, Dag:-)
OdpowiedzUsuńOby tylko w tych krzakach się nikt nie ukrywał, bo po takim rzucie kamyczkiem będzie się musiał z krzykiem nagle ujawnić...
A mieszkanie na wsi ma plusy i minusy, na szczęście dzieci widzą chyba same plusy:-)