poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Urlopowo: kamyki

W pierwszych dniach mojego urlopu gościliśmy u siebie dwóch Chłopców i ich Mamę (właścicieli wspomnianej post wcześniej drabinki).
To nic, że było baaardzo gwarnie, ruchliwie, wesoło. To nic, że Mama Chłopców, przedszkolanka, doszła do wniosku (wiele się nie namyślając, zresztą), że w przedszkolu jest znacznie ciszej niż przy naszej piątce (chwilami i siódemce dzieci, gdy jeszcze kolejne dwoje przyszło w odwiedziny)...
Najważniejsze, że wszyscy dobrze się bawiliśmy, że już czekamy na kolejne takie spotkanie i że zostały nam miłe wspomnienia, kolejne wspólne wspomnienia...
A czasami dzieciom do szczęścia potrzeba bardzo niewiele.
Wystarczą jedynie kamyki.
Wyborna zabawa. Wciągająca. Wbrew pozorom kreatywna. A przede wszystkim pobudzająca fantazję.




Czy widzicie tutaj - tak jak Chłopcy - tamę na rzece?
Cierpliwie budowana przez prawie dwie godziny, przez trójkę Chłopców.







A mały kotek z sąsiedztwa cierpliwie obserwował ich poczynania.

4 komentarze:

  1. mam nadzieję że mimo gwaru odpoczęłaś :)
    a takie zabawy najlepsze...choć ja tamę zobaczyłam dopiero po podpowiedzi ;-p

    OdpowiedzUsuń
  2. Anik, bardzo odpoczęłam! Było aktywnie - tak jak lubię:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś moje 2 letnie dziecko wymśyliło sobie zabawę: przenoszenie kamyczków z jednego miejsca na drugie, to drugie miejsce to wrzucanie ich w krzaki ;-)
    Czasem żałuję, że nie mieszkam na wsi, tyle różnych ciekawych zabaw można wymyślic z użyciem darów natury :-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, Dag:-)
    Oby tylko w tych krzakach się nikt nie ukrywał, bo po takim rzucie kamyczkiem będzie się musiał z krzykiem nagle ujawnić...
    A mieszkanie na wsi ma plusy i minusy, na szczęście dzieci widzą chyba same plusy:-)

    OdpowiedzUsuń