Pamiętam za to konika na biegunach, drewniane kuchenne przybory (nadal służą w kuchni Mamy:-)) i dużego misia-kalekę, bez łapki jednej, wypełniony trocinami, muchomorka-skarbonkę i figurki pszczółek Mai i Gucia. Dlaczego zapamiętałam właśnie te?
Jesienią, kiedy myślałam o kolejnych prezentach dla moich Chłopców, zastanawiałam się, które zabawki przetrwają do następnego pokolenia, a które utrwalą się we wspomnieniach moich dzieci?
Czy Chłopcy będą pamiętać te najbardziej kolorowe, świecące i migające (choć tych mają niewiele)?
A może te, które zrobił im Dziadziu czy Wujek J.? Jak na przykład mały wóz (podobny do tego, jakim Lisa i Anna wiozły małą Kerstin) z kołami od wózka dziecięcego po mnie i moim rodzeństwie, drewniane klocki, nierówne, brzydkie, ale uwielbiane przez całą moją trójkę czy drewniany garaż lub wycięte w styropianie kombajn i traktor...
Albo klocki Lego, bez których dzień byłby chyba dniem straconym...
A może zapamiętają zabawki, które bawią już kolejne pokolenie...?
Dziś po raz kolejny zostały odkryte i przypomniane. Chłopcy dostali je od mojej znajomej, p. Halinki. Bawili się nimi jej synkowie, bliźniacy, a potem ich dzieci. Po każdej wizycie u p. Halinki Synkowie wracali z kolejnymi skarbami. Pierwszy zawitał u nas tramwaj, 3 lata temu, potem rakieta i cieżarówka.
Są wspaniałe, z metalu. Starsze ode mnie, mają już prawie 40 lat. I mam nadzieję, że będzie się cieszyć nimi jeszcze niejedno dziecko...