niedziela, 31 października 2010

Taniec z liśćmi

Na drzewach coraz mniej liści, które jakby już pogodziły się z niepokonanym upływem czasu. Opadają. Pod nogami przyjemnie szeleszczą. Piękna jest tegoroczna jesień. Rozpieszcza nas kolorami.
Dzisiejszy mocny wiatr tańczył z liśćmi w takt najróżniejszych melodii...
A my chwytaliśmy promienie słońca, być może ostatnie tak ciepłe i przyjemne.
Dzieci szczęśliwe, że mogą się wybiegać,wybawić.
Zabawa i spacer w krakowskim parku.























środa, 27 października 2010

Garść szkolnych wieści i słowa najmilsze

Kamiś niezmiennie zachwycony jest szkołą. Jego entuzjazm, uśmiech na twarzy na myśl o szkole nie gaśnie
(wyłączając oczywiście 6.00, czyli czas pobudki - ale to się rozumie, oczywiście).
Ma coraz więcej do opowiadania, bo przecież każdy dzień to świeże wrażenia, nowe doświadczenia i wiadomości.




Z zajęć dodatkowych wybrał kółko szachowe i przyrodnicze. Jeszcze chciałby muzyczne.
Ale kółkiem tanecznym nie jest zainteresowany, co to to nie: "Ale mamo, oni tam przecież nic nie robią, tylko tańczą...".
Taaak. A przecież on nie może nie robić nic. Wiadomo.
Są i sukcesy: pan z kółka szachowego pochwalił, że dobrze gra, instruktor na lodowisku pozwolił wyjechać na taflę i jest coraz mniej wywrotek na łyżwach, co bardzo go ostatnio podniosło na duchu. Bo martwił się, że ciągle się przewraca.



I pierwsze literki - pisane z rozmachem, koślawo, chwiejnie.
I pierwsze zdanie, tak inne od tego, jakie mi się kojarzy z pierwszym szkolnym zdaniem z mojego dzieciństwa.




I dzisiejsze słowa przy odrabianiu zadań: "Muszę pomyśleć, zanim to zrobię".
Mały duży Kartezjusz.
Gdy patrzę niego, serce mi rośnie, duma rozpiera. I bardzo się cieszę, że chodzi do tej szkoły.
Jest szczęśliwy. I to się liczy.

I to chyba z tego szczęścia, ciągle powtarza: "Kocham Cię, mamo", "mamunia kochana (a tatuś został Tatuniem lub Tatuńciem:-)).
A dziś, gdy zasypiał: "Kocham Cię, mamo najcudowniejsza na świecie, jaką znam".

sobota, 23 października 2010

Pod wiatr...

Ostatnie tygodnie były bardzo pracowite. Szczególnie ciężki był ostatni tydzień. Trochę tak jak czwartkowa pogoda: ciężkie chmury, porywisty wiatr i przenikliwe zimno. Sen liczony bardziej w minutach niż godzinach, setki myśli i napięcie, co jeszcze mam zrobić, żeby wszystko dopiąć, żeby zdążyć... A czas nie chciał się zatrzymać. Terminy zbliżały się nieubłagalnie...
Udało się.
Zdjęcia czwartkowe, w drodze do domu.