niedziela, 23 maja 2010

Jogging

Dziś, po wielu latach przerwy, wróciłam (mam nadzieję na stałe) do biegania.
Nareszcie się udało. Buty, hmmm... profesjonalne do biegania, czekały na tę chwilę już od początku maja. Nie mogłam się doczekać, deszcz ciągle przeszkadzał, a w deszczu to żadna przyjemność.
A wiadomo, że to przede wszystkim dla przyjemności. Ale nie tylko.
Dla relaksu...
Dla rozładowania napięcia, negatywnych emocji...
Dla zgubienia kilku niechcianych fałdek nad bioderkami...
Dla lepszej kondycji... (żeby następnym razem zdążyć rano na busa...:-))))
Dla lepszego samopoczucia...
Po prostu, DLA SIEBIE.

Dziś księżyc oświetlał mi drogę. Wzdłuż drogi, na podmokłych łąkach, rechotały żaby. Grały świerszcze.
W powietrzu można już wyczuć zapach dojrzewającej trawy.
Cudowne chwile.

Czy jutro jest ktoś chętny?

sobota, 22 maja 2010

Ambiwalencja pogodowo-uczuciowa

Poranek przywitał nas mocnym słońcem, aż z niedowierzaniem patrzyłam w okno... Po południu jednak upragnione słońce zasłoniły ciemne chmury, lunął rzęsisty deszcz, posypały się białe kuleczki gradu...
Potem znowu wyjrzało słońce... i znów była burza i rozsypujące się białe kuleczki.
Nastroje chłopców niejako synchronizowały się z tą niezbyt sprzyjającą aurą. Ech, tak czasami bywa, a gdy już tak bywa, to jest wtedy ciężko...  I tak raz Chłopcy zgodnie się bawili, a po chwili już sobie wyrywali  to czy tamto... Szlochom i żalom zdawało się nie być końca...

- Kamiś, proszę przeprosić Damisia...
- Damisiu, chcesz, żebym cię przeprosił?
- ...
- Kamiś, przeproś Damisia!
-  Damiś, przepraszam cię, ale... następnym razem to ja już cię nie przeproszę!

Po obiedzie ucięłam sobie godzinną drzemkę. Tatuś Chłopców po tej godzinie westchnął:
- Ech, ty to jesteś przy tych naszych dzieciach niezastąpiona...
Miło mi:-)

Kamiś na to:
- No, ja już dawno mówiłem, że mama to miła kobieta...:-)

I znowu wyszło słońce, tym razem nie tylko na niebie...

PS. I Marcelinka dziś muszę pochwalić! Po raz pierwszy kilka razy dał znać, że chce mu się siku. Nauka toalety idzie mu naprawdę świetnie, małymi kroczkami idziemy do przodu. A jak się Marcyś z tego cieszy... Miło na niego patrzeć, gdy tak się stara...

środa, 19 maja 2010

Ciasteczka naleśnikowe i ciastolinowe

Dzisiaj zrobiliśmy sobie wolne: starsi chłopcy od przedszkola, ja - od pracy. Zwyczajnie bałam się przeprawiać na drugą stronę Wisły, nie mając pewności, że przez nią wrócę. Zwyciężyła potrzeba zapewnienia sobie i dzieciom bezpieczeństwa.
Po tym, jak wczoraj wróciliśmy do domu przemoknięci i zziębnięci, dziś nosa nie wychyliliśmy poza dom.
Nasz dom - w nim sucho, ciepło, bezpiecznie. Na szczęście.
Tego dziś, niestety, wielu nie może powiedzieć i doświadczyć.

W porze obiadowej rządziły dzisiaj naleśniki. Dla chłopców, bo główny obiadowy pomysł Mamy (zapiekanka ziemniaczana) został przez nich oprotestowany już na etapie planowania.
Hitem okazało się udawanie, że naleśniki to ciepłe ciasteczka.
Kamiś nawet wpadł na pomysł płacenia Mamie: na początku 3 zł za ciasteczko, a na końcu już tylko po 18 i 3 grosze... Okazuje się więc, że w miarę zaspokajania apetytu skłonność do hojnego zapłacenia za spożywany posiłek maleje...

A po "ciasteczkowym" obiedzie chłopcy zamienili się w kotki, w kocią mamę i w kocie dzieci. Jak zwykle dowodził Kamiś:
- Damiś, ty będziesz mamą kotkiem, dobrze? A ja będę takim malusim, malusim kotkiem.

Damiś:
- A ja chcę być dużo, dużo kotkiem, miauuu...

Potem było ciastolinowanie. Znowu były ciasteczka. Tym razem z ciastoliny.
I segregacja zabawek, które aż się o to prosiły już od wielu dni. Ale z tym w dużej mierze zmagała się Mama...






wtorek, 18 maja 2010

Maj, z nostalgią, rok temu i dziś...

Krople deszczu, uderzające o parapet, i szum mocnego, zimnego wiatru dochodzący zza okna nie nastraja optymistycznie. Z nostalgią wspominam piękny maj rok temu. Było słonecznie, zielono i kwiatowo...  Chłopcy biegali w t-shirtach.
Marcyś po raz pierwszy dotykał trawy, kwiatów, ziemi, kamyków...
W skupieniu, z zainteresowaniem. Też lekko ubrany. Inaczej niż dziś.
Słodki bobasek. Z rączkami jeszcze pulchnymi, zapachem oliwki, z pierwszymi odkryciami i z pierwszym zadziwieniem... Uwielbiam takie małe dzieci. Ich zależność, ufność i nieporadność. Czasami myślę sobie: "Mogły by być takie zawsze".
Wczoraj mój słodki bobasek skończył 20 miesięcy. I czasami już nie jest słodki, czasami rozrabia, dokucza, złości się i wrzeszczy. Inaczej niż rok temu.
Jeszcze ostatnim takim okruchem, który - mnie i jego - zachowuje w tym bobaskowym świecie, jest karmienie Marcysia piersią. Aczkolwiek czuję, że zbliża się ten moment, kiedy i to się skończy. I być może Marcyś też to czuje.
W sobotę rano ten mały ssak ssący, gdy sobie possał, cmoknął mnie w czoło... I poszedł się bawić. Ja, ledwo jeszcze przytomna, zasnęłam, rozpływając się na wspomnienie cmoknięcia:-)
Po chwili Marcyś znowu wdrapał się na łóżko. Possał. Po czym cmoknął mnie w czoło. Zobaczył mój uśmiech. Też się rozpromienił. I znowu cmoknął. W policzek. Jednym słowem, podziękował:-) I poszedł się bawić.
Ech, ciągle jest słodki.
A skoro dziś wspomnienia, to zdjęcia z ubiegłego roku... To był piękny maj...
Może ten też jeszcze będzie tak piękny ...?


















środa, 12 maja 2010

Dinozaury

Kamiś i Damiś lubią dinozaury. Nie tylko za sprawą bajki pt. Era dinozaurów (Epoka lodowcowa 3), choć dzięki niej stwory prehistoryczne znów - na nowo i ze zdwojoną siłą - odżyły w ich myślach, zabawach, rozmowach i czytanych książkach (przez dwa miesiące nie chcieli oglądać żadnej innej bajki).
Damiś na przykład widzi dinozaury we wszystkich gumowych zwierzątkach. Dinozaurem jest żółwik, foczka, mors czy delfinek... I bez takiego "dinozaura" nie zaśnie, nie pojedzie do przedszkola.
Gdy Delie na swoim blogu podała link do sklepu drewniaczek, przejrzałam ofertę cudownych drewnianych zabawek. No i wypatrzyłam przepiękne figurki dinozaurów, niestety - jak się dziś już zdążyłam dowiedzieć - nie będą produkowane prawdopodobnie do końca roku. Ech, szkoda...
Chłopcy też je dziś ze mną oglądali, oczywiście ze wszystkich zwierzątek, tak jak przypuszczałam, najbardziej spodobały się im dinozaury. Na szczęście zgodzili się, że poczekają, aż się znowu pojawią w sprzedaży. Czasem są zgodni i cierpliwi. To lubię.

A w czasie tego oglądania tak sobie z Kamisiem rozmawiałam:

- Mamo, a jak się ten dinozaur nazywa?
- Brontozaur.
- A dlaczego on się tak nazywa?
- Nie wiem.
- On się tak nazywa, bo po prostu broni inne dinozaury.

poniedziałek, 10 maja 2010

Po co są pasy w fotelikach samochodowych?

Ja już wiem:-) Damisiowaty mnie dziś uświadomił. Gdy wsadzałam Damisia do fotelika, z szelmowskim uśmiechem mi powiedział:
- Mamo, ale zapnij Bibka [tak Damiś nazywa starszego Braciszka:-)))], żeby nie uciekł z autka:-)
Uśmialiśmy się, i Bibek, i ja, i oczywiście Damiś, dumny z siebie i zadowolony, że nas tak rozweselił.

czwartek, 6 maja 2010

Przeszkoda

Damiś dostał w przedszkolu podwieczorek "na wynos" - kilka ciastek w woreczku na drogę powrotną do domku.
- Damianku, poczęstujesz mnie ciasteczkiem?
- Ale nie mogę.
- A dlaczego nie możesz?
- Bo są w środku.
 :-))))


środa, 5 maja 2010

Owocowe kwiaty. W bieli


W tamtym tygodniu podziwialiśmy kwitnące drzewa owocowe. Jeśli w tym roku owoców będzie tyle, co kwiatów, smakosze owocowi będą owocowo zaspokojeni:-) Już się oblizujemy:-) Póki co, zachwycamy się kwiatami. Czereśni:



















































 

















I pięknymi kwiatami śliwy. I ich cudownym mocnym zapachem.
Niestety tak piękne i kwiaty, i zapach skończyły się wraz z pierwszym majowym deszczem.













































































Miniony tydzień. Skrótowo. W zdjęciach.




Po raz pierwszy trzej braciszkowie wyjechali w teren. Na swych pojazdach trzykołowych:













Chłopcy bawili się przed domem do woli, do zmierzchu. Biegali, chodzili swoimi ścieżkami (lub po drzewach u sąsiada) lub pomagali [słowo "pomagali" zostaje tutaj użyte w takim sensie, w jakim zazwyczaj używają je dzieci:-)] Mamie.







Najmłodszy Człowieczek okazał się najwierniejszym pomocnikiem ogrodowym Mamy:






W pogoni za kotem. Zawsze za jednym, choć nigdy nie wiadomo, za którym...







Zobaczyliśmy też pierwszego w tym roku amatora podniebnych lotów, podziwiającego okolicę w wysoka. A jest co podziwiać. Chłopcy też by tak chcieli.