sobota, 27 lutego 2010

Luty...

...właściwie cały upłynął nam na zmaganiu się z chorobami dzieci. Najpierw Marcyś, potem Kamiś, na końcu także Damiś. Moje przedszkolaki nie mogły uczestniczyć w balu karnawałowym w przedszkolu, bo gorączka objawiła się w przeddzień balu, kilka minut po uszyciu kocich strojów. Smutno im było...
Potem kilka dni wolnego od chorób.
Tydzień temu, w piątek, weekend zaczął się od upadku Damisia i rozwalenia przez niego główki. Musieliśmy jechać na ostry dyżur, ranka wprawdzie nieduża, ale głęboka. Trzeba było założyć jeden szew.
Tak więc pierwsze szycie mamy za sobą. A właściwie Damiś:-(
A po powrocie w nocy Kamiś obudził się z bólem ucha. W środę zaczął chorować Marcyś, w czwartek rozłożyło Damisia.
Gdy we wtorek lekarka wypisała mi aż 10 dni opieki nad chorym Kamisiem, pomyślałam, że to prawie jak wakacje. Ale co tam, odpocznę sobie. Nic jednak bardziej mylnego... Komplet synowski znowy chory. Kolejne wędrówki nocne do niespokojnie śpiących dzieci przed nami... Tyle tylko, że na opiece mogę potem je odespać, nie zrywając się o drastycznej 4.55.

Uwaga, kontrola drogowa!

Właściwie monolog Kamisia:

- Nasze samochody nie będą wydawać żadnych dźwięków, bo one są ukryte, prawda? - Zatrzymamy się na przystanku, a jak jakiś koleś złamie przepis, to my go ciach! i zatrzymamy - O! Jedzie dwóch kolesiów. Stop! Mandat! - Mandat! (Damiś) - Niezła robota!- Jazda, radiowóz! - Jazda, radiowóz! (Damiś) - A takie przekraczanie prędkości nie ma najmniejszego sensu. - Jazda, radiowóz! - Jazda, radiowóz! (Damiś) - Co za wariat, nawet bez drzwi jedzie, za nim szybko! - Jazda. - Damiś, znajdzie się następny koleś, prawda?

Uwielbiam, gdy tak się bawią:-) Szkoda, że mój mózg nie dysponuje opcjami typu: Zapisz, Odtwarzaj, Przegrywaj, Kopiuj...  Byłoby więcej zapisków.

niedziela, 21 lutego 2010

Powiedzonka Damisia

Damiś do małej muszki na oknie:
- Zmykaj stąd, muśko, to nie twoje okno.

A wieczorem do galaretki spadającej z łyżeczki:
- Nie uciekaj, getko.

sobota, 20 lutego 2010

Wielki połów

Kamiś i Damiś mieli dzień twórczej zabawy. Przez niemal dwie godziny bawili się w łowienie ryb, wielorybów i rekinów. Niestety, gdy usypiałam Marcysia, ominęła mnie spora cześć ich zabawy.
Potem zarejestrowałam fragmenty ich rozmówek:

- Damianku, wyłowiliśmy wszystkie ryby z oceanu, rozumiesz, wszystkie, no może dwie zostało. [...] Popatrz, jaka ta rybka jest brzydka i wymięta (wyciąga balonik, z którego powierze uszło prawie do końca). Na pewno będzie jednak smaczna.
[...]
- Mniam mniam - dobiega mnie mruczenie Damisia.
- Nie jedz jeszcze! - powstrzymuje go Kamiś - Musimy jeszcze wyłowić wieloryba. - Po chwili dodaje: - No a teraz wyłowimy rekina.
[...]
- Zjadaj te ryby, Damian, mniam mniam
- Mniam mniam mniam - posłusznie wtóruje Damiś.
Słuchając ich, można by pomyśleć, że wprost uwielbiają jeść ryby. Nic jednak bardziej mylnego; tak normalnie, obiadowo ryby są przecież niejadalne.



- A to co? - zapytałam, widząc pokaźny stos zabawek.
-To są nasze wszystkie rybki - wyjaśnił Damiś.

czwartek, 11 lutego 2010

Faworkowanie

Tradycji tłustoczwartkowej stało się zadość.
Co prawda na robienie pączków się nie zdobyłam,
ale z robieniem faworków poszło nam całkiem nieźle.
"Nam", bo oczywiście bez pomocy małych rączek się nie obyło.

Wszystkich małych rączek.
Marcyś też pomagał.
A jakże!
I nawet kontrolę jakości ciasta
 przeprowadził.